Andrzej Sochoń

O trasie VI Limanowskiego Ekstremalnego Maratonu Pieszego KIERAT 2009

Kolejny Kierat - kolejna trasa. Zerkam na mapę z zaznaczonymi wszystkimi punktami kontrolnymi z poprzednich edycji maratonu. W Wyspowym robi się już ciasno, ale osobliwych miejsc nie brakuje. W dodatku w niektóre rejony zdeptane już przez "kieratowiczów" ma się ochotę wciąż powracać. Takim miejscem jest choćby tajemniczy masyw Łopienia. Nie ma się nad czym zastanawiać - ruszam w drogę.

Odcinek 1 - z Limanowej do mostu nad Słopniczanką w os. Sączek w Słopnicach (PK1)

Sprzed hotelu "Siwy Brzeg" chciałoby się do Słopnic podreptać doliną rzeki Sowliny, a potem północnym stokiem Lipowego. Wiem jednak dobrze, że w Sowlinach deptak się kończy, zaś dalej dużymi szosami nie byłoby ani przyjemnie, ani bezpiecznie. Bardziej zachęcająco wygląda rozpoczęcie marszu zielonym szlakiem niemal prosto w kierunku PK1, lecz taki wariant zmusiłby mnie do przebijania się przez ciąg prywatnych posesji i forsowania głęboko wciętej i pełnej zarośli doliny potoku - odpada. Pozostaje marsz ulicą Grunwaldzką pod szczytem Lipowego i zejście asfaltówką do Słopnic. Aby skrócić do minimum marsz ruchliwą szosą przez Słopnice, nie skręcam w nią w prawo koło sklepu, lecz dochodzę chodnikiem do zakrętu i polną drogą nad Słopniczanką docieram prosto na PK1.

Odcinek 2 - do domku myśliwskiego na Środkowym Łopieniu (PK2)

Za mostkiem w górę przez osiedle Sączek aż do żółtego szlaku pieszego i niebieskiego rowerowego. Gdy zbliżam się do skraju lasu, wracają wspomnienia drugiego, najbardziej deszczowego Kieratu. To tutaj, przy myśliwskiej ambonie zlokalizowałem wówczas punkt. Skręcam w lewo. Trzymam się szlaku rowerowego, który poprowadzi mnie aż do domku myśliwskiego w pobliżu Łopienia Środkowego. Czy ta trasa nie jest aby za łatwa? Testuję ją w słoneczny letni dzień, ale wielu maratończyków dotrze tu zapewne już po zachodzie słońca. A jeśli pogoda będzie pochmurna i mglista? Nie chciałbym przecież, by ktokolwiek zabłądził na samym początku trasy. Jednak podczas zawodów okaże się, że deszcz i gęsta mgła pogrąży kilku maratończyków już tutaj, na dojściu do domku myśliwskiego.

Odcinek 3 - zejście do os. Łukaszki w Dobrej (PK3)

Zejście z Łopienia jest nawigacyjnie trudniejsze od poprzedniego odcinka trasy, choć nie jest obarczone wielkim ryzykiem, wszak idąc w dół dowolną drogą muszę dojść do szosy Tymbark - Dobra - Jurków. Trzymam się słabo w tym rejonie znakowanego niebieskiego szlaku rowerowego. Mijam Bagna Łopieńskie, malowniczą polanę Myconiówka i dochodzę do Hali Jaworze pod szczytem Łopienia. Spod punktu widokowego z okazałym krzyżem i ołtarzem polowym ruszam stromą ścieżką w dół na zachód. Leśnymi drogami i ścieżkami grzybiarzy docieram do skraju lasu, potem idę polną drogą, przechodzę obok boiska. Przecinam szosę do Jurkowa, szosę krajową i polną drogą docieram wprost na PK3 usytuowany przy pięknie położonym u podnóża Śnieżnicy gospodarstwie.

Odcinek 4 - do przystanku kolejowego w Skrzydlnej (PK4)

Cały czas idę drogą wzdłuż dolnej granicy lasu. W pobliżu grupy domostw odbijam w prawo do toru kolejowego i po kilku chwilach docieram do przystanku kolejowego Skrzydlna. Jest to najwyżej położony punkt kolejowej linii transwersalnej. Na budynku stacyjnym wisi rozkład jazdy pociągów sprzed kilku lat. Dowód na to, że jeszcze niedawno kursowały tą linią pociągi. Na zdewastowanym nieco budynku marmurowa tablica: "Obiekt ten wybudowano pod patronatem ZSMP przy udziale dotacji państwowej przez miejscowe społeczeństwo dla uczczenia pamięci 23 ob. Skrzydlnej i Porąbki - ofiar pacyfikacji dokonanej przez hitlerowskiego okupanta w dniu 20.VIII.1944 r." Ilekroć odwiedzam to miejsce, przychodzi mi na myśl smutna refleksja. Bo oto umiera ta przepiękna linia kolejowa, wspinająca się stokami Śnieżnicy aż pod samo niebo i jednocześnie umiera pamięć o naszej historii, której drogi bywały równie kręte, jak tory linii transwersalnej.

Odcinek 5 - do gospodarstwa pod Wierzbanowską Górą (PK5)

Którędy dalej iść? Torem kolejowym w kierunku Kasiny Wielkiej? Błotnistą drogą ponad torem? A może zejść asfaltówką w kierunku Skrzydlnej i obejść od północy wzniesienia gór Dzielec i Szklarnia? Ja, były kolejarz, nie mam wątpliwości. Wybieram tor, a potem czerwonym szlakiem docieram wprost do pierwszych zabudowań przed Wierzbanowską Górą. Zatrzymuję się w domu pani Rozalii. Trochę mi żal, że nocą maratończycy pozbawieni będą przepięknych widoków na masyw Lubogoszczy i dolinę Kasińczanki, które rozciągają się spod okien jej domu.

Odcinek 6 - do kapliczki św. Bernarda (PK6)

Właśnie te widoki skłoniły mnie do ominięcia zalesionego szczytu Wierzbanowskiej Góry i marszu drogą wzdłuz zabudowań trawersującą go od południa. Dalej asfaltówką do przełęczy Jaworzyce. Zastanawiam się, czy zejść szosą do kościoła w Węglówce, czy podejść pod Lubomir i trawersem przedostać się w okolice przełęczy Weska. Jest bardzo mokro, w dodatku nie podejrzewam, by zawodnicy wybrali nocą wariant przełajowy, dlatego schodzę do Węglówki przyjmując kurs "na kościół" najkrótszą drogą przez cmentarz i dalej nadal asfaltem do os. Węgierskie. Od zakola drogi asfaltowej maszeruję do najwyżej położonych domostw, dalej polną drogą na sam grzbiet, gdzie spotykam żółty szlak i nim docieram bez problemu do kapliczki. Schodząc do os. Węgierskie niepotrzebnie wytraciłem wysokość, ale to cena sprawdzenia najdogodniejszego dojścia do punktu z miejsca, w które można dojechać samochodem; przecież podczas Kieratu będę tu musiał doprowadzić sędziów. Najkorzystniej było odbić od asfaltówki w jej najwyższym punkcie drogą w kierunku Patryji a następnie ścieżkami wzdłuż skraju lasu dojść do kapliczki. Nocą ten wariant mógł jednak przysporzyć trochę trudności. Mam nadzieję, że w poszukiwaniu kapliczki nikt nie zapędził się na przełęcz Weska, do której można było dojść koło górnego kościoła w Węglówce lub stokami Lubomira. Miejsce piękne - polecam na letnie spacery po Wyspowym, ale od PK6 odgrodzone pokaźnym wzniesieniem Patryji. Punkt położony przy szlaku. Nie podejrzewałem, by ktokolwiek miał problemy z jego znalezieniem. Ale noc zrobiła swoje - niektórzy stracili sporo czasu zanim znaleźli szlak i ustalili w którą stronę trzeba nim iść, by dojść do punktu.

Odcinek 7 - do jaskini Zimna Dziura (PK7)

Znowu punkt lokalizuję przy szlaku. Banał - zero nawigacji. Ale być tak blisko Szczebla (lub jak kto woli Strzebla) i nie odwiedzić Zimnej Dziury? Wariant marszu szlakami - najpierw żółtym do Lubnia, potem czarnym - pozostawiam na okoliczność skrajnie złych warunków pogodowych. Szlaku trzymam się dopóki ten kieruje się wprost na Kiczorę, dalej już bez szlaku ścieżką leśników. Z Kiczory na południe z lekkim odchyleniem na zachód. Leśne drogi wyprowadzają mnie do grupki zabudowań ze sklepem. Przez Rabę przechodzę charakterystycznym długim lecz wąskim mostem. Przecinam szosę Mszana Dolna - Lubień i trzymam kierunek wprost do jaskini. Przez pola podchodzę łagodnie w górę. W lesie droga robi się stroma, po kilkunastu minutach osiągam grzbiecik północnego ramienia Małego Szczebla. Ścieżką grzbietową idę kawałek w kierunku szczytu, potem odbijam w prawo w dół jedną z wyraźnie przedeptanych ścieżek. Dochodzę do czarnego szlaku tuż przy jaskini. Znam to miejsce doskonale, jednak obawiam się, że osoby, które będą tu pierwszy raz w życiu, w dodatku nocą, mogą mieć spore problemy z odnalezieniem jaskini, jeśli nie będą podchodzić czarnym szlakiem od strony Lubnia. I rzeczywiście, ten pozornie oczywisty punkt kontrolny okaże się najtrudniejszym na nocnym odcinku trasy.

Odcinek 8 - do Glisnego (PK8)

Na szczyt Szczebla droga oczywista i bez alternatywy - czarnym szlakiem. Chyba, żeby ktoś pokusił się obejść szczyt trawersem od zachodu. Musiałby to być wyjątkowo zapalony orientalista.
W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję dotyczącą nazwy góry "Szczebel". Nazwa ta stosowana w większości współczesnych źródeł pasuje jak ulał do góry, na którą wielu jej zdobywców, w tym również uczestników maratonu Kierat, wspinało się z użyciem górnych kończyn. W niektórych źródłach historycznych spotyka się nazwę "Strzebel", wywodzącą się ponoć od ryby spotykanej w okolicznych potokach. Osobiście jestem zwolennikiem nazwy "Szczebel", bo po pierwsze nigdy na tej górze żadnej ryby, a już na pewno strzebli nie widziałem, a po drugie niech mi ktoś pokaże Zagórzanina, który powie "strzebel"... Tego to nawet w Krakowie nie wymówią. Jeśli już jednak obstawać przy nazwie "Strzebel", to wydaje mi się, że nazwa ta od nazwy ryby się wywodząca jest rodzaju żeńskiego (słownikowo: ta strzebla), zatem musiałaby być "Mała Strzebel", a nie "Mały Strzebel". Koniec dygresji.
Ze szczytu Szczebla idę początkowo zielonym szlakiem. Nieco ponad dolną granicą lasu odbijam w wyraźną drogę w lewo. Po wyjściu z lasu kieruję się prosto na tyły kościółka w Glisnem.
Glisne to kolejne magiczne miejsce na kieratowych trasach. Jest to jedno z najwyżej położonych osiedli w Beskidach. Przed laty, gdy nie było tu asfaltowej drogi, ludzie zimą byli niemal całkowicie odcięci od świata. Czy to do kościoła, czy do lekarza, czy do urzędu, brnąć musieli przez śniegi aż do Mszany Dolnej. Obecny kościółek powstał z przebudowy przekazanego w darze budynku mieszkalnego, stąd jego nietypowy, jak na budowlę sakralną układ. Górujący nad grupką przytulonych do siebie domostw kościółek w Glisnem ma niepowtarzalny urok. Odwiedzam to miejsce od lat w różnych porach roku, a zachód słońca nad Glisnem obserwowałem setki razy i nigdy nie mam dosyć. Kościółkowi w Glisnem uroku dodaje obecny proboszcz - przesympatyczny ksiądz Andrzej Sawulski, którego niektórzy maratończycy mieli okazję poznać. Jestem mu bardzo wdzięczny za to, że zgodził się na udzielenie gościny zawodnikom, dziękuję też naszym sponsorom - Państwu Krynickim z firmy Krameko, za żurek, kawę i herbatę, których uczestnicy Kieratu nachwalić się nie mogli i za wytrwałą obsługę tłumnie nawiedzających półmetek piechurów.

Odcinek 9 - do Niedźwiedzia (PK9)

Idę najbardziej oczywistym wariantem - zielonym szlakiem stokami Lubonia Wielkiego do Raby Niżnej i przez przełęcz między Chabówką i Potaczkową. Najtrudniejszym zadaniem na tym odcinku jest trafienie na ukrytą wśród zarośli ścieżkę spod Chabówki do Niedźwiedzia. Szczytowy odcinek szlaku przebiegający wśród pól i łąk pozbawiony jest bowiem jakichkolwiek znaków. Słabsi orientaliści, którzy nie znaleźli się na czele stawki, mieli nieco ułatwione zadanie, bo słabo uczęszczany szlak stał się, po przedeptaniu przez czołówkę Kieratu, dobrze widoczną ścieżką. Inny wariant, którego trasę pokonywałem dziesiątki razy, to zejście z Glisnego asfaltówką do os. Marki (most kolejowy na Rabie) i marsz niesłychanie malowniczym grzbietem przez Adamczykową i Potaczkową. Parametry obu wariantów podobne, jednak ten drugi nieco trudniejszy nawigacyjnie. Punkt w pobliżu wiaty ołtarza polowego obok budynku Dyrekcji Gorczańskiego Parku Narodowego.

Odcinek 10 - do Łętowego (PK10)

Do centrum Niedźwiedzia nadal zielonym szlakiem. Po przekroczeniu potoku Porębianka jeszcze ok. kilometra szosą w kierunku Koniny, dalej w lewo drogą osiedlową ok. 700 m. Po przekroczeniu strumienia polną drogą na północ. Droga wkrótce skręca na wschód. Cały czas po lewej ręce mam Witów. Ta niepozorna górka jest ulubionym miejscem startowym lotniarzy. Kieruję się na kościół w Mszanie Górnej. Po przekroczeniu szosy trzymam się dolinki potoku, która doprowadza mnie prosto na punkt kontrolny przy najwyżej chyba położonym gospodarstwie wsi Łętowe. Rozciągają się stąd przepiękne widoki na zachodnią część Gorców i Beskidu Wyspowego. Odcinek, choć pozbawiony szlaków turystycznych, wydawał mi się bardzo prosty, wszak pokonywany w dzień w odkrytym terenie pozwalał na schowanie kompasu do kieszeni. Słyszałem jednak o przypadkach niezamierzonego zaliczenia przez niektórych maratończyków szczytu Witowa. Widocznie zbudowana przeze mnie trasa była dla nich zbyt płaska.

Odcinek 11 - na polanę Skalne pod Jasieniem (PK11)

Z punktu ruszam wyraźną drogą łagodnie w górę, potem niemal płasko północnym trawersem Dziurczaka. Droga biegnie chwilami przez las, chwilami jego skrajem. Przy charakterystycznym skrzyżowaniu dróg w dolinie strumienia odbijam na południowy wschód leśną drogą stromo pod górę. Po osiągnięciu grzbietu skręcam na wschód i dochodzę do zielonego szlaku pod Kiczorą. Dalej cały czas szlakiem, dopiero tuz przed szczytem Jasienia odbijam w lewo widocznym skrótem wprost na polanę Skalne. Szałas na polanie Skalne był punktem kontrolnym podczas drugiej edycji Kieratu, ale uznałem, że trzeba tu koniecznie powrócić w dzień. Z polany przepiękne widoki na wschodnią część Beskidu Wyspowego i Beskid Sądecki. Ponad szałasem źródełko z krystalicznie czystą wodą. Polana Skalne to kolejne miejsce magiczne w Beskidzie Wyspowym. W lecie dodatkową atrakcją są wspaniałe jagody, których tu nigdy nie brakuje.

Odcinek 12 - do Słopnic os. Zarąbki (PK12)

To jeden z najciekawszych odcinków tegorocznego Kieratu - dość długi i trudny nawigacyjnie, dający możliwość wyboru jednego spośród kilku równorzędnych wariantów. Ale równorzędne, nie oznacza, że jednakowe. Wybór pozostawiłem zawodnikom. Opiszę trzy podstawowe warianty przejścia tego odcinka. Wszystkie osobiście przetestowałem kilkakrotnie w różnych porach roku i w obie strony.
Wariant pierwszy - pozornie najprostszy - przez szczyt Mogielicy. Trudności zaczynają się za rozwidleniem szlaków zielonego i żółtego. Ja skręcam w lewo i idę jeszcze ok. 200 m szlakiem żółtym, po czym odbijam leśną ścieżką na wschód. Dochodzę do drogi stokowej, kawałek w prawo, następnie skręcam w lewo i schodzę drogą wzdłuż potoku niemal prosto w kierunku PK. Dno doliny osiągam przy skraju polany. Na potoku ogrodzone ujęcie wody dla Słopnic. Przekraczam potok (chwila gimnastyki) i ścieżką ponad ujęciem wody dochodzę prosto do punktu. Łatwe? Z pewnością nie dla kogoś, kto na Mogielicy nigdy nie był, albo chadzał tylko szlakami.
Wariant drugi - początek szlakiem żółtym, za Małym Krzystonowem w lewo niebieskim - drogą stokową. Gdy szlak skręca ostro w prawo odbijam w dół ścieżką wprost do doliny potoku Mogielica. Idę kawałek w prawo aż do mostku na skraju placu do składowania drewna. Teraz kieruję się na wschód. W pewnym momencie drogi się rozwidlają. Trzeba bardzo uważać, bo największa z nich chce mnie wyciągnąć na południowy stok doliny, inna na stok północny, gdy ja tymczasem chcę iść niemal dokładnie na wschód. Po wyjściu z lasu spotykam zielony szlak. Przy grupie zabudowań przed wzniesieniem Zapowiednia skręcam na północ i trzymając się drogi grzbietowej dochodzę prosto do punktu.
Wariant trzeci - dla piechurów dolinnych. Z polany Skalne w dół drogą na wschód. W lesie kilka możliwości, ale prawie wszystkie drogi prowadzą do osiedla Białe w dolinie Kamienicy. Drogą na północnym brzegu rzeki dochodzę do osiedla Bukówka, tu skręcam w dolinę potoku Mogielica. Od placu do składowania drewna idę tak jak w wariancie drugim.
Opisane powyżej warianty dało się modyfikować na najrózniejsze sposoby. Można było "spłaszczyć" pierwszy wariant omijając wierzchołek Mogielicy skrajem polany Stumorgowej. Początek skrótu zachęcający, końcówka wymagała przedzierania się w kilku miejscach przez krzaczory. Można było poprawić wariant drugi i zamiast spuszczać się do doliny potoku Mogielica, iść drogą stokową trawersującą od południa wyniesienie Królowej Beskidu Wyspowego. Droga kręta i tylko na mapie wygląda na płaską, w końcówce chce nas koniecznie sprowadzić w dół, więc trzeba z niej w odpowiednim momencie uciec, co wymaga bardzo dokładnej nawigacji. Trzeci wariant też dało się zmienić i przed zejściem do osiedla Białe odwiedzić polanę Wały, skąd w dół zielonym szlakiem. Nieco okrężnie i mniej ambitnie. Jednak żaden z wariantów nie był na tyle banalny, by nie nastręczyć trudności maratończykom.

Odcinek 13 - do szkoły Słopnice-Granice (PK13)

Asfaltówką zbiegam do kościoła w Słopnicach Górnych. Podchodzę drogą do zabudowań na wschodnim brzegu doliny Słopniczanki i dalej drogami polnymi pod las. Przekraczam jeden potok, za chwilę drugi i polną drogą koło samotnego gospodarstwa dochodzę do asfaltówki łączącej Słopnice ze Starą Wsią. Kawałek w prawo, przed sklepem w lewo i prosto do punktu.

Odcinek 14 - do Limanowej (META)

Od szkoły idę asfaltem kilkaset metrów na północ. Na zakręcie odbijam w drogę osiedlową w prawo zostawiając po lewej ręce wysypisko śmieci. Droga przechodzi pomiędzy domami i doprowadza mnie do osiedla Tokarzówka. Schodzę asfaltem w dół na wschód, ale przed dojściem do szosy ze Starej Wsi skręcam w lewo i trzymam się zachodniego brzegu potoku. Przechodzę koło hotelu Jaworz i mknę prosto na metę. Spod szkoły można też było cofnąć się nieco do rozwidlenia dróg asfaltowych i zejść do osiedla Tokarzówka tą samą drogą, którą przed rokiem większość piechurów pomykała z Limanowej na pierwszy punkt kontrolny (wariant minimalnie dłuższy, ale niektórzy drogi "takie lubią, co je już znają"). Nieliczni, aby się nie cofać, poszli na skróty bez drogi - fe, nieładnie.

I znów stoję przed "Siwym Brzegiem". Mam na liczniku równe 100 km, a na wysokościomierzu 3500 m przewyższeń, choć musiałem się nieźle gimnastykować, by nie zaliczyć dodatkowych podejść.
Rok temu napisałem: "Na mecie zameldowało się ponad 100 twardzieli i twardzielek... mam nadzieję, że za rok ten wyczyn uda się jeszcze liczniejszej grupie śmiałków. Nie będę podnosił poprzeczki. Obiecuję." Słowa dotrzymałem i moje nadzieje się spełniły. Do mety dotarło po pokonaniu całej trasy 212 zawodników, czyli ponad połowa startujących. Z pewnością trochę dopomogła pogoda - bez długotrwałych opadów i bez upałów, trochę specjalnie przygotowana mapa ułatwiająca nawigację, trochę żurek na półmetku, ale to wszystko nie umniejsza wagi wyczynu, jakim było pokonanie całej kieratowej trasy.
Wszystkim Wam z całego serca dziękuję za udział w Kieracie i gratuluję wspaniałych wyników.
Do zobaczenia za rok na kolejnej kieratowej trasie.