Andrzej Sochoń

O trasie X Jubileuszowego Międzynarodowego Ekstremalnego Maratonu Pieszego KIERAT 2013

Aż trudno uwierzyć, że od narodzin Kieratu mija dekada. Długo zastanawiałem się, co zrobić, żeby trasa była wyjątkowa, jak przystało na jubileusz, a jednocześnie nie odbiegała parametrami i stopniem trudności od przyjętych od początku założeń. Warunki brzegowe nigdy mnie nie rozpieszczają: start i meta muszą być tradycyjnie w Limanowej, punkty kontrolne w przeważającej części w nowych lokalizacjach, trasa nie może wychodzić poza granice powiatu limanowskiego, dystans 100 km, jak najmniej asfaltów...
Czy to się w ogóle da zrobić?
Jest taki szczyt w Beskidzie Wyspowym, który odwiedziłem niezliczoną ilość razy, a którego jeszcze na kieratowych trasach nie było: Luboń Wielki. Jeśli nie tym razem, to kiedy? Skierowanie trasy na ten osobliwy, bo opasany rzeką Rabą i podcięty z trzech stron świata kopiec, położony jednak w najodleglejszym od Limanowej krańcu powiatu, determinuje w sporej mierze przebieg całej trasy, ale pozwala przynajmniej na jakiś czas wyciągnąć uczestników maratonu na nowe tereny i dostarczyć im nietypowych dla Beskidów doznań.
Droga od decyzji do pomysłu na całą trasę nie jest długa i już w sierpniu rozpoczynam tradycyjne deptanie Beskidu Wyspowego.
Kto chce, niech rusza wraz ze mną.
Do opisu załączam, jak poprzednio, mapki z moimi autorskimi wariantami przejścia pomiędzy punktami kontrolnymi. Swoją marszrutę oznaczyłem fioletowymi strzałkami.
Fioletowe kółka oznaczają miejsca, gdzie trzeba było, moim zdaniem, zachować szczególną czujność i kontrolować kierunek marszu.
Strzałkami pomarańczowymi oznaczyłem alternatywne warianty przejścia, do których odnoszę się w opisie trasy.

Odcinek 1 - z Limanowej do Słopnic (PK1)

Ten odcinek to typowa rozbiegówka. Od lat snuję wizje ścieżki pieszo-rowerowej z Limanowej do Słopnic o nawierzchni pozbawionej asfaltu, na wzór deptaków, które spotkać można wokół większości miast i miasteczek na zachodzie Europy, niedostępnych dla samochodów, służących głównie miejscowej ludności pragnącej pospacerować z kijkami, pobiegać lub wyjść na dłuższy spacer ze swoim czworonogiem, ale stanowiących też doskonałe szlaki dojściowe przeznaczone dla turystów. Ale dość marzeń, trzeba zejść na ziemię, a raczej na asfalt. Do Słopnic maszeruję najkrótszą i najszybszą trasą przez Lipowe. W Słopnicach, po przejściu przez most, zaraz za kościołem skręcam z głównej szosy w prawo, za chwilę jeszcze raz w prawo w drogę osiedlową, która doprowadza mnie wprost na pierwszy punkt kontrolny. Zrezygnowałem z zamieszczania mapki tego odcinka, wszak praktycznie moja niezbyt ambitna marszruta nie miała żadnej sensownej alternatywy.

Odcinek 2 - do domku myśliwskiego na Łopieniu (PK2)

Ruszam na zachód ścieżką krajoznawczą, przy której zlokalizowany był pierwszy punkt. Po spotkaniu z żółtym szlakiem pieszym i niebieskim rowerowym, trzymam się tego drugiego, wiedząc, że doprowadzi mnie wprost do domku myśliwskiego. Szlak ten zakolem podchodzi pod wschodni szczyt Łopienia. Można było próbować ścinać ten odcinek, ale ewentualne nieznaczne skrócenie drogi nie rekompensowało, moim zdaniem, staty czasu spowodowanej porzuceniem pewnej i dobrze utrzymanej drogi na korzyść krętych ścieżek lub marszu na przełaj przez las o niezbyt dobrej przebieżności. Domek myśliwski oraz jego otoczenie zmieniły się bardzo korzystnie od czasu, gdy przed kilku laty był tu punkt kontrolny. Ostatnio do położonego tu węzła szlaków rowerowych dołączył czarny szlak pieszy z Tymbarku na Łopień.

Odcinek 3 - do Dobrej (PK3)

Właśnie tym czarnym szlakiem ruszam dalej. Mijam polanę Myconiówka i wkrótce docieram na rozległą podszczytową halę Jaworze. Tu opuszczam znakowany szlak, kierując się na zachód granią obok punktu widokowego i ołtarza papieskiego. Zejście do Dobrej nie nastręcza problemów, jeśli regularnie spogląda się na kompas. Leśnych dróg jest sporo, więc o błąd nietrudno. Trochę się obawiam o los tych, którzy będą ten odcinek pokonywać w ciemności i we mgle. Wiem jednak, że najszybsi dotrą do stadionu LKS Dobrzanka jeszcze przed zmrokiem i łatwo im będzie wypatrzyć właściwe drogi w terenie, tak aby dojść wprost na punkt, za to wolniejsi maratończycy będą mogli iść po śladach.

Odcinek 4 - na Ćwilin (PK4)

To będzie jeden z trudniejszych odcinków nocnej części trasy. Z Dobrej idę chwilę w kierunku Jurkowa, aby najszybciej, jak tylko się da odbić na zachód od głównej szosy, potem przez osiedle Czyrnki i dużą drogą prosto w kierunku Ćwilina. Na skraju lasu mijam plac do rozładunku drewna. Dalej droga bardziej błotnista i coraz ostrzej wspina się pod górę. Północno-wschodni stok Ćwilina jest na tyle stromy, że nie ma żadnej drogi, która prowadziłaby wprost na szczyt. Można odbić w drogę na południe, choć nie jest ona zbyt wyraźna i obawiam się, że nocą bardzo łatwo można przeoczyć skrzyżowanie z tą drogą. Potem trzeba jeszcze bardzo ostro podejść pod szczyt aż do spotkania z niebieskim szlakiem turystycznym. Liczę się z tym, że nocą podszczytowe partie Ćwilina może spowijać gęsta mgła, która jest tu prawie normą, dlatego testuję inny wariant. Drogą stokową idę cały czas prosto, trawersując szczyt od północy, aż do spotkania z niebieskim szlakiem prowadzącym na szczyt od przełęczy w Gruszowcu. W górę szlakiem. Zaraz po wyjściu z lasu spotykam żółte znaki i docieram wprost na punkt. Ten wariant był minimalnie okrężny, ale podejrzewam, że w warunkach, które panowały podczas Kieratu był on czasoswo optymalny, bo prostszy nawigacyjnie i po dobrze utrzymanych leśnych drogach.
Dla mniej ambitnych pozostawał wariant szosą do Jurkowa i dalej niebieskim szlakiem. Wariant sporo dłuższy od optymalnego, rekomendowany dla miłośników asfaltowania.

Odcinek 5 - do Mszany Dolnej (PK5)

Z Ćwilina cały czas idę żółtym szlakiem turystycznym. Na szlaku jest kilka słabo oznaczonych rozstajów dróg, gdzie trzeba zachować odrobinę czujności, jednak krótszej i ładniejszej drogi do kolejnego punktu kontrolnego po prostu nie ma. Z ogromnym żalem patrzyłem nocą na tłumy ciągnące szosą od strony Łostówki. Nie wiem, czy zeszli tam celowo, czy wskutek nieuwagi, tak czy inaczej zafundowali sobie dodatkowe kilometry i zupełnie niepotrzebne asfaltowanie. Tymczasem szlak biegnie grzbietem, cały czas lekko w dół. Droga, owszem, miejscami błotnista, ale najbardziej na górnym odcinku, którego przejścia i tak nie uniknęli. Mapki tego odcinka nie zamieszczam, bo szedłem cały czas szlakiem.

Odcinek 6 - pod Adamczykową (PK6)

Z punktu ruszam wprost przez Mszankę na drugi brzeg. Mam to szczęście, że betonowe słupki wystają z wody na tyle, że mogę przekroczyć rzekę suchą stopą, nie zdejmując butów. Podczas wiosennych roztopów takie przejście bywa ryzykowne i wówczas bezpieczniej jest podejść do mostu. Dalej idę czarnym szlakiem aż do samego punktu. Szlak nie jest może nadzwyczajnie znakowany, bo idzie głównie przez pola, jednak droga grzbietowa jest na tyle wyraźna, że trudno ją zgubić. I tym razem zamieszczanie mapki uznałem za zbędne. Ze sporym zdziwieniem obserwowałem podczas zawodów tłumy maszerujące szosą z Mszany w kierunku Podobina. Większość zawodników, którzy wybrali ten wariant nie była zapewne świadoma, że czeka ich strome, mokre i częściowo zakrzaczone podejście do punktu. Oszczędność paru metrów podejścia na ramię Adamczykowej okupili wydłużeniem drogi, krzakingiem, a w niektórych przypadkach przeoczeniem miejsca, z którego można było podjąć atak, wskutek czego niektórzy zawodnicy przychodzili na punkt czarnym szlakiem od strony Potaczkowej.

Odcinek 7 - do Glisnego (PK7)

Na rozwidleniu dróg, na którym usytuowałem punkt, żegnam się z czarnym szlakiem. Skręcam lekko w prawo, a po dojściu do skraju lasu ostro w prawo. Dalej cały czas w dół polną, nieco mokrą drogą. Tu odrobina zgadywanki, bo oto po dojściu do dolnego skraju łąki droga na chwilę znika, by pojawić się znów kilkanaście metrów powyżej z prawej strony. Tuż przed lasem trzeba dobrze wytężać wzrok, by wypatrzyć prześwit pomiędzy drzewami, potem ścieżka znów wyraźna i wystarczyło kontrolować kierunek marszu, by wyjść z lasu w pobliżu zabudowań, poniżej których znajdowała się dogodna przeprawa przez rzekę Rabę. Przecinam szosę Mszana Dolna - Rabka i drogą osiedlową pomiędzy zabudowaniami osiedla Budzyń dochodzę do asfaltówki, która doprowadzi mnie do Glisnego. Tuż przed dojściem do szosy Mszana Dolna - Tenczyn, asfaltówkę dla złagodzenia podjazdu poprowadzono sporym zakolem, którego nie ma na mapie, jednak ja idę starą drogą wprost do skrzyżowania, z którego widać już kościółek w Glisnem.

Odcinek 8 - na Luboń Wielki (PK8)

Ten odcinek, w przeciwieństwie do poprzedniego, nie wymaga użycia kompasu. Nawet mapę można schować do plecaka, bo czerwony szlak turystyczny jest bardzo solidnie oznakowany. Jest to jednak bodaj najtrudniejsze podejście na kieratowej trasie, nie ze względu na wysokość Lubonia Wielkiego, który wielki jest tylko z nazwy, bo nawet zdobytemu dopiero co Ćwilinowi ustępuje wzrostem o dobre 50 m, ale dlatego, że to już trzecia spora kulminacja na trasie, więc nogi mają prawo zacząć protestować. Luboń Wielki to najodleglejszy od bazy punkt tegorocznej trasy i choć według liczby przebytych kilometrów, leży jeszcze przed półmetkiem, to przy uwzględnieniu podejść można śmiało powiedzieć, że dalej będzie już z górki.

Odcinek 9 - do Raby Niżnej (PK9)

Kolejny odcinek znów niezbyt długi i prosty nawigacyjnie. Odcinek potwierdzający odwieczną górską zasadę: "po to się wchodzi na szczyt, aby z niego zejść". A zejście jest niebanalne, ot taka namiastka Tatr w Beskidach. Trochę się obawiam, czy na kolejnym punkcie nie będę musiał urządzić stanowiska do gipsowania połamanych kończyn, więc urządzam go w miejscu zacisznym, ale niezbyt odległym od szosy z Rabki do Limanowej. Po przejściu Perci Borkowskiego idę jeszcze chwilę żółtym szlakiem, który opuszczam skręcając w lewo tak, by trzymać się jak najbliżej doliny Miedzianego Potoku. Punkt zlokalizowałem na jego wschodnim brzegu w kamieniołomie. Warto zaznaczyć, że doliną potoku poprowadzono granicę powiatów limanowskiego i nowotarskiego.

Odcinek 10 - do Poręby Wielkiej (PK10)

Z kamieniołomu ruszam wprost do szosy, po przecięciu której spotykam znów żółty szlak turystyczny, z którym się dopiero co rozstałem. Znaki przeprowadzają mnie solidną kładką przez rzekę Rabę. Wkrótce spotykam czarne znaki znanego mi już szlaku prowadzącego z Rabki przez Potaczkową do Mszany Dolnej. Aby uniknąć marszu asfaltem, trzymam się znakowanej ścieżki, aby rozstać się z nią w pobliżu osiedla Folwark w Olszówce. Przez to osiedle schodzę do głównej szosy, którą przecinam i idę dużą utwardzoną polną drogą prosto w kierunku wzgórza Łęgi. Mogłem w Olszówce dojść szosą do niebieskiego szlaku, ale wybrałem wariant minimalnie krótszy i pozbawiony asfaltu. Na wzgórzu spotykam niebieskie znaki. Schodzę do Poręby Wielkiej. Znów przecinam tylko szosę i polną drogą obchodzę Starmachowski Groń od północy, by na jego wschodnim stoku spotkać zielony szlak turystyczny, który prowadzi mnie aż do granicy Gorczańskiego Parku Narodowego, gdzie postanowiłem zlokalizować kolejny punkt kontrolny. Ten dość długi przelot udaje mi się przejść przepięknymi drogami, wśród których tylko kilka krótkich odcinków, o łącznej długości około jednego kilometra, pokryto asfaltem, za którym nie przepadam. Miłośnikom twardej nawierzchni pozostawiam wariant asfaltówką od rzeki Raby do Olszówki, przez Olszówkę do niebieskiego szlaku i od centrum Poręby Wielkiej przez Koninki i osiedle Chyby prawie do samego punktu kontrolnego. Wariant dłuższy ponad kilometr od mojego i zawierający ponad 7 km asfaltówek. Punkt na uroczej polanie na skraju lasu z widokiem na Starmachowski Groń i zabudowania górnych osiedli Poręby Wielkiej.

Odcinek 11 - do Lubomierza (PK11)

Sądząc z mapy, odcinek może być trudny, ale pozory mylą. Z punktu 10. na skraju GPN ruszam dużą drogą na północny wschód. Pośredni cel to szkoła w Koninie. Teren poniżej granicy Parku Narodowego to na przemian lasy i hale służące do wypasu owiec. W lesie trzymam się drogi, ale w miarę zbliżania się do Koniny szukam azymutu poprzez hale. Po wyjściu na skraj lasu obieram kierunek wprost do szkoły polną drogą. Po uzupełnieniu zapasów prowiantu w pobliskim sklepie ruszam drogą osiedlową w kierunku Lubomierza. Gdy droga odbija na południe w kierunku szczytu Kobylicy, opuszczam ją i cały czas kontrolując kierunek marszu zmierzam polnymi drogami w kierunku szkoły w Lubomierzu. Do punktu trafiam bez najmniejszych problemów. Ten odcinek można było przejść na wiele sposobów. Trasa wybrana przeze mnie nie była może najkrótsza, ale prawie całkowicie oszczędziła mi podchodzenia pod górę, była pozbawiona asfaltu i bardzo malownicza. Punkt w szkole - idealne miejsce na kolejny wodopój.

Odcinek 12 - na Polanę Wiatrówki (PK12)

Początek odcinka ulicą w kierunku kościoła w Lubomierzu, potem chodnikiem przez centrum wsi. Przy jej krańcu odbijam lekko na północ dużą drogą w kierunku przełęczy Przysłopek. Z przełęczy można było kierować się drogą na południowy wschód i w dół doliną potoku wprost do polany Wiatrówki. Tu konieczna była przeprawa przez potok Kamienica. Aby sobie oszczędzić karkołomnego zejścia i przeprawy, wybieram nieco dłuższy wariant. Idę w kierunku zabudowań na północny wschód i zaraz za nimi skręcam na wschód a potem na południe trzymając się rozjeżdżonej traktorami leśnej drogi. Do doliny schodzę obok zabudowań leśniczówki i przez mostek przechodzę na drugi brzeg Kamienicy. Do pola biwakowego dochodzę drogą równoległą do szosy. Miejsce godne polecenia dla tych, którzy podróżując na Słowację lub wracając z południa Europy szukają miejsca na tani biwak.

Odcinek 13 - do osiedla Polanki w Szczawie (PK13)

Z Wiatrówek ruszam prosto w górę w kierunku polany Jeziorne. Korzystam z licznych ścieżek wydeptanych przez grzybiarzy i zbieraczy malin. W siodle pomiędzy Kiczorą Kamienicką i Wielkim Wierchem spotykam ścieżkę krajoznawczą, która towarzyszyć mi będzie aż do kolejnego punktu kontrolnego. Ten niezbyt długi i stosunkowo prosty odcinek potrafi sprawiać spore kłopoty tym, którzy usiłują się trzymać dróg oznaczonych na mapie. Niektóre z nich są od dawna nieużywane i prawie całkowicie zarosły, za to pojawiły się nowe, których na mapie nie ma. Dlatego identyfikacja dróg w terenie nie jest prosta i wymaga bardzo starannej kontroli kierunku marszu i przebytej odległości. Punkt zlokalizowałem przy jednym z zabudowań osiedla Polanki. Miejsce widokowe: w dole Szczawa jak na dłoni, w oddali Beskid Sądecki.

Odcinek 14 - do parkingu nad Wyrębiskami Szczawskimi (PK14)

Idę dalej drogą na północny wschód aż do końca asfaltu. Tu skręcam w prawo za znakami ścieżki krajoznawczej. Cały czas ostro w dół aż do centrum Szczawy w rejonie dolnej stacji wyciągu narciarskiego. Przechodzę na drugą stronę szosy i mostem przedostaję się na przeciwny brzeg Kamienicy. Dalej ulicą w kierunku wiecznie remontowanych budynków niedoszłego sanatorium. Teraz czeka mnie dość ostre podejście. Dochodzę do rozwidlenia dróg. Najdogodniejsza droga skręca na zachód. Po dojściu do grzbietu należy skręcić w prawo i iść cały czas prosto aż do osiedla Wyrębiska Szczawskie. Tym razem postanawiam iść inaczej. Droga wkrótce zamienia się w ścieżkę i dochodzi na tyły samotnych zabudowań. Nie ryzykując spotkania z ujadającym brysiem, obchodzę posesję uskuteczniając połączenie wspinaczki z krzakingiem. Wychodzę na drogę w kierunku Wyrębisk. Teraz już prawie płasko aż do samego punktu. Idąc podziwiam widoki na masywy Wielkiego Wierchu, Mogielicy, a za chwilę również Cichonia i Modyni. Dojścia do punktu pilnuje młoda żmija zygzakowata wygrzewająca się w słońcu na samym środku drogi. Punkt wyznaczam na parkingu stanowiącym zimą miejsce dojścia do trasy narciarstwa biegowego wokół Mogielicy.
Ten odcinek można było pokonać całkiem odmiennym wariantem, schodząc do doliny Kamienicy w rejon osiedla Bukówka, potem doliną potoku Mogielica, a za domkiem leśników na wschód w kierunku PK. Wariant ten był nieco dłuższy i pozbawiony widoków, w dodatku z niewielką pułapką pod koniec, ponieważ oznaczona na mapie grubą linią droga, biegnąca cały czas na wschód, w rzeczywistości urywa się, a raczej rozwidla na szereg mniejszych dróg leśnych i do zielonego szlaku z Mogielicy w ogóle nie dochodzi.

Odcinek 15 - do Starej Wsi (PK15)

Początek banalny drogą do Przełęczy Słopnickiej. Bez potrzeby nawigacji, prawie cały czas z górki. Za przełęczą trzymam się cały czas niebieskiego szlaku rowerowego i zielonego pieszego. Na zachodnim stoku Cichonia szlaki się rozwidlają. Wybieram rowerowy, który trawersuje szczyt od północy. W pewnym momencie szlak skręca ostro w lewo. Tuż za zakrętem odbijam w wyraźną leśną drogę na północ. Po około czterystu metrach droga skręca lekko na zachód, ja odbijam w niezbyt wyraźną odnogę na północny wschód. Idę cały czas w dół aż do spotkania ze ścieżką przyrodniczą. Teraz już za znakami prosto na ostatni punkt kontrolny z pięknym widokiem na Starą Wieś, Limanową i Miejską Górę.
Ten odcinek do najtrudniejszych nie należał, choć wiem, że niektórzy uczestnicy Kieratu, którzy dotarli pod Cichoń po zmroku, mieli spore problemy z namierzeniem ostatniego punktu. Niektórych zniosło zanadto na zachód i dotarli do końca ścieżki przyrodniczej przy leśniczówce, innych przeciwnie, na wschód, aż do ośrodka wypoczynkowego "Pod Ostrą". A ścieżka przyrodnicza, choć niezbyt długa i oznakowana, nocą wcale nie jest łatwa do przebycia, bo kręci pomiędzy bagnami i leśnymi wąwozami i zdaje się być znacznie dłuższa, niż jest w rzeczywistości.

Odcinek 16 - do Limanowej (META)

Na ostatnich kilometrach kieratowej trasy znów mogę schować mapę do plecaka. Teraz już dosłownie cały czas z górki i niemal prosto do mety. Przez Starą Wieś idę chodnikiem, zaraz po przekroczeniu administracyjnych granic Limanowej przechodzę na zachodni brzeg Potoku Starowiejskiego, mijam hotel Jaworz i dochodzę do hotelu Siwy Brzeg. Jestem na mecie.

Stojąc na placu przed hotelem zastanawiam się, czy znów nie zafundowałem uczestnikom Kieratu zbyt wielu kilometrów asfaltowej nawierzchni, niezbyt lubianej przez piechurów. Nawet mi przez myśl nie przejdzie, że zawodnicy będą finiszować na kamienno-błotnej nawierzchni remontowanej ulicy Czecha.
Czego się nie robi, by spełnić zachcianki żądnych ekstremalnych wrażeń uczestników MEMP Kierat.
Za rok też się coś wymyśli. Do zobaczenia.